poniedziałek, 19 listopada 2012

Klasyk wygrany przez Legię

Z niecierpliwością wyczekiwaliśmy na mecz, który będzie kluczowy w kontekście całego sezonu T-Mobile Ekstraklasy. Lech Poznań na własnym stadionie podejmował Legie Warszawa. Od początku było wiadomo, że zwycięska drużyna będzie liderem w tabeli. Na to spotkanie przyjechało wielu skautów, których wizyta miała na celu wypatrywanie lokalnej młodzieży. Przed tym starciem duży kłopot miała poznańska drużyna, gdyż z powodu kontuzji nie mógł wystąpić Manuel Arboleda. Dlatego Mariusz Rumak musiał się poważnie zastanowić nad wyborem pary stoperów. W ostatecznym rozrachunku zdecydował się wystawić na dwójkę Wołąkiewicz-Kamiński. Największym zdziwieniem było posadzenie Aleksandara Toneva, a od pierwszych minut wystąpił siedemnastoletni Karol Linetty. Jeśli chodzi o drużynę Legii, to trener Urban nie miał poważniejszych problemów, podczas ustalania składu. Wreszcie defensywa gości wróciła do lepszego porządku. Jakub Wawrzyniak powrócił po kontuzji, co bardzo cieszyło szkoleniowca "Wojskowych". Jedynie co mogło martwić Urbana, jest fakt braku Ivicy Vrdoljaka. Jednakże trener Legii poradził sobie z tym fantem i mógł wyczekiwać na rozpoczęcie tego arcyważnego meczu. Trzeba pochwalić kibiców z Poznania, albowiem zapełnili stadion po brzegi i stworzyli fantastyczny doping. Mariusz Rumak podkreślał przed tym spotkaniem, że zawsze marzył o pełnym stadionie na meczu z Legią. Można rzec, że to marzenie się spełniło, natomiast sympatycy Lecha oczekiwali dobrej postawy swoich pupili, za ich pełne zaangażowanie. Na początku tego starcia gospodarze starali się dłużej utrzymać przy piłce, chcąc przy tym zmusić Legię do szybkiego błędu. Już pierwsza okazja mogła przynieść owoce, lecz Bartosz Ślusarski zmarnował swoją sytuacje. W odpowiedzi Mirosław Radovic chciał zaskoczyć Jasmina Buricia z dalszej odległości, ale cała akcja spaliła na panewce. Legia nie zamierzała się poddać, co udowodniła kilka minut później. Świetnie zagrana piłka na wolne pole, przez Jakuba Wawrzyniaka do Jakuba Koseckiego. Ten drugi wykorzystał błąd defensorów i pokonał bramkarza Lecha. To zagranie zaskoczyło całą formacje obronną "Kolejorza", natomiast pozwolili oni się zerwać młodemu Koseckiemu. Dobrze wiemy, że on takich sytuacji nie marnuje. Jednak nie był to koniec emocji. Dosłownie trzy minuty później gola zdobył Jakub Wawrzyniak. Pokazał się dużą determinacją, wygrywając pojedynek biegowy, jak i fizyczny z Rafałem Murawskim. Tym czynem pokazał selekcjonerowi reprezentacji Polski, że jest bardzo poważnym kandydatem, na lewą stronę obrony. Fani, ale też gracze Lecha myśleli, że jest to tylko sen i taki rozwój wydarzeń nie ma miejsca. Na pewno byli rozczarowani tym, że tak słabo grali, zawodząc na całej linii. Jednakże mogło być 3:0, ale Daniel Ljuboja nie wykorzystał prezentu jaki dostał od Huberta Wołąkiewicza. Defensor Lecha zachował się bardzo lekkomyślnie, wybijając piłkę pod nogi Serba. Może on mówić o sporym szczęściu, bo gdyby to zawodnik Legii wykorzystał, to byłyby naprawdę znikome szanse, na odrobienie strat. Gospodarze gubili się, co pokazywały ciągłe, niedokładne przeżuty piłki. Lech nie chciał odpuścić, musiał pokazać, że bardzo zależy im na wyniku. Ruszyli na bramkę Kuciaka, szukając gola, który włączył by ich do równorzędnej walki. Blisko tego celu był Bartosz Ślusarski, który trafił tylko w słupek. Złapał się za głowę, lecz mógł tylko żałować, że futbolówka nie trafiła do bramki. To nie był jednak koniec zmarnowanych sytuacji przez Ślusarskiego. Następnie nie wykorzystał dwóch dogodnych okazji, które powinny zamienić się, na zdobycz bramkową. W odwecie Legia w 32 minucie stworzyła koncertową akcje, próbując dobić gospodarzy. Ten kontratak zakończył się sukcesem, a Mirosław Radovic wpakował piłkę do siatki Lecha. Po tej pierwszej części spotkania szkoleniowiec Lecha, mógł tylko w szatni puścić, ten pamiętny finał Ligi Mistrzów z 2005 roku, aby piłkarze nabrali wiary w siebie i stanęli na szczycie swoich możliwości i marzeń. Gospodarze stwarzali sytuacje bramkowe, ale seryjnie marnował je Ślusarski. Trener Urban nie miał żadnych powodów do obaw, natomiast zwrócił uwagę na to, aby jego podopieczni nie spoczęli na laurach. W drugiej części tego meczu Mariusz Rumak zdecydował się na zmianę. W miejsce Gergo Lovrencsicsa, pojawił się Aleksandar Tonev. Bułgar miał na celu, lepsze rozprowadzenie akcji gospodarzy, mając na to 45 minut. Już pierwsze minuty drugiej części gry były odzwierciedleniem dobrej decyzji trenera Rumaka, gdyż Tonev był bardzo aktywny i dobrze zagrywał piłki. Vojo Ubiparip mógł napocząć bramkarza Legii, ale ten nie dał siebie zaskoczyć. Ta niewykorzystana sytuacja mogła się słono zemścić. Jakub Kosecki  zagrywał piłkę w pole karne, ale Daniel Ljuboja minął się z piłką. W tym meczu bardzo dobrze grał Dominik Furman, który zatrzymywał większość piłek zagrywanych przez ekipę "Kolejorza". Tą postawą pokazał trenerowi Urbanowi, że warto na niego stawiać. Kibice Lecha chcieli, aby ich drużyna wreszcie zdobyła gola, który da nadzieje na zmianę rzeczywistości w tym meczu. Dotychczas każda próba kończyła fiaskiem, co bardzo martwiło samych zawodników.  W końcu gospodarze przełamali się i zdobyli gola kontaktowego. Tym razem Bartosz Ślusarski z najbliższej odległości pokonał Kuciaka. Jeszcze piłka odbiła się o poprzeczkę, ale w końcowym rozrachunku trafiła do bramki. Gdyby kolejny raz spudłował napastnik Lecha, to byłby dla niego duży dramat, jak i dla poznańskiej drużyny. Ten gol dawał wiarę w całym Poznaniu, ale do końca meczu został niespełna kwadrans. Lechici robili co tylko mogli, by wynagrodzić kibiców za wspaniały doping, ale nie udało się już nic zrobić. Legia wygrała to spotkanie 3:1 i umocniła się w tabeli, mając przewagę czterech oczek, nad resztą stawki. Sympatycy Lecha byli bardzo zawiedzeni, bo stworzyli fantastyczną atmosferę na stadionie, a ich drużyna po prostu zaprezentowała się poniżej oczekiwań. Co mogło być powodem takiego wyniku? Na to składa się kilka czynników. Pierwszy jakże ważny czyli brak Manuela Arboledy, który był ostoją defensywy. Gdyby on grał, to obronna drużyny z Poznania zachowywałaby się zupełnie inaczej. Drugi fakt jest taki, że Mariusz Rumak pomylił się w wystawianiu składu. Karol Linetty był rzucony na zbyt głęboką wodę i nie podołał temu wyzwaniu Grał poprawnie, ale nie błyszczał podczas tego meczu. Nie wykorzystane okazje przez Bartosza Ślusarskiego miały bardzo ważne znaczenie, bo powinien zdobyć więcej niż jedną bramkę. Piłkarze Lecha muszą wyciągnąć wnioski i nie popełniać takich błędów, jeśli chcą myśleć o mistrzostwie. Legioniści wygrali pewnie to spotkanie, pokazując przy tym, że są bardzo poważną drużyną, która do końca będzie liczyła się w walce o końcowy sukces.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz